No to zaczęło się – pierwszy dzień zajęć. Nie ma co narzekać. Wykład ogólnouniwersytecki dość dość, a pani prof M. nawet się nie pojawiła przez pierwsze pół godziny (co potraktowaliśmy, jak to na studentów – stare wygi -przystało i niezwłocznie zmyliśmy się z widnokręgu) także ogólnie dzisiejszy dzień można uznać za udany, gdybym w międzyczasie nie zgubiła podania kolegi i olała czytanie regulaminów różnych pffffu.
Spędziłam przyjemny dzień z ludźmi z mojego roku, nawet sie ucieszyłam że ich widzę. Pogaduchy na piwie i obiadek ze szczyptą obrabiania wszystkim dupy. ;] Pociesznie.
Wczoraj skończyłam książkę po włosku Al mio giudice pana Perissinotto. Ciekawy kawałek włoskiej literatury współczesnej. Mamy faceta, informatyka wysokiej klasy, co go wspólnicy wyrolowali to jednego w przypłwie furii przejeżdża samochodem i postanawia dowiedzieć się, co tak na prawdę się stało a potem zemstę na winnych. W międzyczasie kontaktuje się mailowo ze swoją panią sędziną. Książka przedstawia ich korespondencję i dwa równoległe śledztwa. Na początku normalność oczywiście musiała niebezpiecznie zahaczyć o jakieś dziwne półlegalne działania. Koniec jakby na siłę tajemniczy, zagadka niezbyt skomplikowana, ale czytało się dobrze.
Karolina w końcu dostała ten obrazek na ścianę, który jej obiecałam dwa lata temu. Jupi!
-bez komentrza-
Nawiązałam współpracę z pewnym panem Adrianem W., który zaproponował mi zilustrowanie jego wierszy, ktore następnie znajdą się w tomiku. Wyobrażacie sobie? Ja i moje prace wydrukowane!! Normalnie z zapałem zabrałam się do szkiców. Na razie jesteśmy oboje poniekąd kontenci. Zobaczymy co bedzie dalej ;]
A i kupiłam sobie czapkę i rekawiczki!! Martyna nieco kręciła nosem, ale ja się sobie podobam. Kontentam.
Da!